L4

Czułam, że to "przechodzone" przeziębienie nie może przejść bez śladu. I tak oto jestem na zwolnieniu lekarskim z zapaleniem oskrzeli. Znając siebie, gdyby nie gorączka, pewnie w poniedziałek poszłabym do pracy i nie wiadomo, czym by to mogło się skończyć. Jaka stara, taka głupia!

Kilkanaście ostatnich dni (o ile nie wszystkie od początku roku szkolnego) było prawdziwie zwariowanych. Najpierw organizacja międzyszkolnego konkursu, potem dogranie wszystkich punktów wycieczki i sam wyjazd, następnie dwa szkolenia, wywiadówka, konferencja, kiermasz bożonarodzeniowy, przygotowanie dekoracji z okazji mikołajek, do tego sporo problemów wychowawczych i aż trudno się dziwić, że organizm w końcu powiedział "dość!".

W domu też przecież nie odpoczywałam, bo albo trzeba było coś przygotować do pracy, albo coś sprawdzić i ocenić, albo zwyczajnie zająć się domem. Teraz też nie do końca leniuchuję, bo właśnie wypisałam kartki świąteczne, a w piątek i sobotę umyłam 2 okna, drzwi i boazerię, sprawiłam ryby, uprzątnęłam kilka szafek oraz przygotowałam trzy kalendarze i jeden album z naszymi zdjęciami jako prezenty. W niedzielę natomiast padłam z gorączką 38,3⁰ i zwyczajnie połowę dnia przespałam.

W poniedziałek więc w końcu poszłam do lekarza, który stwierdził początki zapalenia oskrzeli i kazał wypoczywać do końca tygodnia. Wypoczywałam zatem przez pół dnia, po prostu śpiąc, a potem poznałam sekret Heleny, bohaterki powieści L. Riley, który co prawda mniej więcej od połowy książki tajemnicą dla mnie nie był, ale i tak z przyjemnością przeczytałam tę historię do końca. 

Wczoraj natomiast zaczęłam i dziś skończyłam czytać kolejny utwór W. Bruce'a Camerona pt. Był sobie pies 2 i muszę przyznać, że to prawdziwy wyciskacz łez. Szkoda, że to już koniec historii Baileya, jego "chłopca" i "dziewczynki". 

Próbowałam też trochę popracować, ale wciąż jestem bardzo słaba i chyba z kolejnymi porządkami muszę jeszcze zaczekać. Wyprasowałam tylko obrusy, umyłam lampę i przynajmniej jeden pokój wygląda już prawie świątecznie. I tak sobie pomyślałam podczas tego niewielkiego krzątania, że ta moja choroba to taki przedsmak starości i obowiązków, którym coraz trudniej wówczas sprostać. Kto wtedy to wszystko ogarnie? Przyszłość czasem mnie przeraża...

Póki co przyniosłam do łóżka Hobbita, W pustyni i w puszczy oraz Opowieść wigilijną, których szczegóły muszę sobie przypomnieć do poniedziałku. Na razie jednak leżę, piszę i jakoś w ogóle nie czuję się lepiej. Chyba pora na drzemkę. Podobno wtedy szybciej się zdrowieje. ;)

Komentarze

  1. Zdrowiej i się resetuj :)
    W mojej szkole też pracowicie. Teraz trwają przygotowania do Świąt. Podzieliliśmy się pracą, wraz z koleżanką przygotowuję jasełka. Oj, inaczej to wygląda niż próby z gimnazjalistami. Maluch są wdzięczne, ale czasem nieprzewidywalne :)
    Dzięki Tobie poznałam powieści Riley, jestem już po lekturze najnowszej "Pokój motyli".
    Ściskam Cię najserdeczniej i życzę zdrowia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, czuję się już nieco lepiej i oczywiście chodzę do pracy, choć najchętniej nie wychodziłabym spod koca. ;)

      Tak, ten przedświąteczny czas potrafi dać mocno w kość, szczególnie, że to już właściwie koniec półrocza i trzeba wystawiać oceny. Za szybko ten rok szkolny umyka! Z drugiej strony- dobrze, bo coraz bliżej wakacje! :)))

      O "Pokoju motyli" czytałam, pewnie w końcu i po tę powieść Riley sięgnę, ale na razie czekają mnie inne pozycje, a jakoś ochota na czytanie minęła.

      Nie daj się temu szaleństwu! Oczywiście, trzymam kciuki, by przedstawienie się udało! Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zwiedzam/-y

11 listopada

...