...
Przebywając w pracy, coraz częściej myślę: "Co ja tu robię?" Owszem, są momenty prawdziwie miłe, kiedy czuję się jak ryba w wodzie, ale te niestety zdarzają się bardzo rzadko. Moje nastawienie do pracy, uczniów, koleżanek i kolegów zmieniło się, i nie umiem sobie z tym poradzić. Kiedy szukam przyczyn takiego stanu rzeczy, coraz częściej przychodzi mi do głowy wypalenie zawodowe. Mam niemal wszystkie jego objawy. Trochę czytałam, co robić, aby było lepiej, ale chyba mnie to przerasta, bo nie umiem podjąć nawet najmniejszego wysiłku, więcej- nie chce mi się chcieć. Być może to wszystko zabrnęło za daleko, zbyt długo trwa? Czy ktoś wie, co w takiej sytuacji można zrobić?
Dwa tygodnie temu natrafiłam na książkę pt. Na szczęście... I choć właściwie jestem sceptycznie nastawiona do wszelkiego rodzaju poradników, ten zaciekawił mnie stwierdzeniem, które w nim się pojawiło: Szczęście jest decyzją. To ja decyduję o tym, czy chcę być szczęśliwa i nie mają na to wpływu żadne okoliczności zewnętrzne. Niby banał, a jednak pozwolił mi zauważyć, że w jakimś stopniu sama sobie blokuję drogę do szczęścia. Muszę z tym skończyć. Chcę! :)
W samochodzie skończyła mi się kolejna płyta, więc przyniosłam z biblioteki Dziecko Rosemary. Tak, nadrabiam zaległości. ;) W domu natomiast niczego nie czytam, poza pracami uczniów, ich zeszytami oraz scenariuszami lekcji. Owszem, pozaczynałam kilka historii, ale żadna mnie nie wciągnęła. I tak na rogu łóżka leżą cztery pozycje, które pewnie niedługo spadną mi na głowę, tym bardziej że coraz częściej trzęsą się mury naszego domu. Cóż, uroki mieszkania na Śląsku. ;)
Do Wielkanocy zostało 1,5 miesiąca, a to oznacza, że od ferii zimowych upłynęły już 4 tygodnie. Przydałoby się jakieś wolne! ;)
Póki co wciąż się kuruję, a od piątkowego wieczoru znów jest gorzej i właśnie rozważam pójście na L4. Trochę się waham, bo na wtorek i czwartek mam zaplanowane coś fajnego, "dla mnie", po pracy, więc szkoda mi będzie odpuścić. Łykam zatem kolejne specyfiki, wygrzewam się pod kocem i mam nadzieję, że do poniedziałku choróbsko nieco odpuści. Gdyby nie moje plany, nie miałabym żadnych wyrzutów sumienia i zwyczajnie nie poszłabym do pracy. Cóż, zobaczę, jak będę się czuła jutro wieczorem.
Dwa tygodnie temu natrafiłam na książkę pt. Na szczęście... I choć właściwie jestem sceptycznie nastawiona do wszelkiego rodzaju poradników, ten zaciekawił mnie stwierdzeniem, które w nim się pojawiło: Szczęście jest decyzją. To ja decyduję o tym, czy chcę być szczęśliwa i nie mają na to wpływu żadne okoliczności zewnętrzne. Niby banał, a jednak pozwolił mi zauważyć, że w jakimś stopniu sama sobie blokuję drogę do szczęścia. Muszę z tym skończyć. Chcę! :)
W samochodzie skończyła mi się kolejna płyta, więc przyniosłam z biblioteki Dziecko Rosemary. Tak, nadrabiam zaległości. ;) W domu natomiast niczego nie czytam, poza pracami uczniów, ich zeszytami oraz scenariuszami lekcji. Owszem, pozaczynałam kilka historii, ale żadna mnie nie wciągnęła. I tak na rogu łóżka leżą cztery pozycje, które pewnie niedługo spadną mi na głowę, tym bardziej że coraz częściej trzęsą się mury naszego domu. Cóż, uroki mieszkania na Śląsku. ;)
Do Wielkanocy zostało 1,5 miesiąca, a to oznacza, że od ferii zimowych upłynęły już 4 tygodnie. Przydałoby się jakieś wolne! ;)
Póki co wciąż się kuruję, a od piątkowego wieczoru znów jest gorzej i właśnie rozważam pójście na L4. Trochę się waham, bo na wtorek i czwartek mam zaplanowane coś fajnego, "dla mnie", po pracy, więc szkoda mi będzie odpuścić. Łykam zatem kolejne specyfiki, wygrzewam się pod kocem i mam nadzieję, że do poniedziałku choróbsko nieco odpuści. Gdyby nie moje plany, nie miałabym żadnych wyrzutów sumienia i zwyczajnie nie poszłabym do pracy. Cóż, zobaczę, jak będę się czuła jutro wieczorem.
Komentarze
Prześlij komentarz