Dziennik z czasów zarazy...

Kolejna niedziela w domu. Z niespiesznym porannym wstawaniem i obejściem gospodarstwa (ależ to szumnie brzmi!), przygotowaniem śniadania, obejrzeniem Mszy św. 

W międzyczasie upiekliśmy ziemniaki w żarze po wczorajszym ognisku. Takie smaki dzieciństwa na umilenie dnia. :) 

Potem wyruszyliśmy w podróż... mentalnie, wspomagając się różnymi filmikami (dostępnymi w sieci) o polskim wybrzeżu. I trudno wyrzucić z głowy słowa piosenki Ireny Santor: "Serce gryzie nostalgia, a duszę ścina lód." 

Do południowej kawy zjedliśmy po małym kawałku upieczonego wczoraj ciasta, a po obiedzie zabraliśmy psy na spacer po naszej łące. Do domu wróciłam z dużą ilością zdjęć przedstawiających kwiaty i inne rośliny, które- na szczęście!- za nic mają panującą na świecie epidemię. Dobrze mieć swój ogród! Wreszcie prawdziwie go doceniamy. 

Teraz leniuchujemy, słuchając muzyki, trochę rozmawiając i czytając. Za chwilę usiądziemy przy popołudniowej kawie, pewnie obejrzymy jakiś program w TV, a wieczorem włączymy film. Ot, tak właśnie usilnie próbujemy- na przekór wszystkiemu- zachować pozory normalności, żeby nie myśleć, żeby nie zwariować...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zwiedzam/-y

11 listopada

...