Czy...?

Czwartek:

Czas mija niepostrzeżenie, a przecież na kwarantannie powinien zwolnić, czyż nie? 

Tak, okazało się, że znów mojej rodzinie przypadło walczyć z coraz bardziej panoszącym się wirusem... Przeczucie nas nie zawiodło, choć póki co spełniło się w 50%, bowiem zakażony jest tylko J. Mój organizm się obronił, ale to jeszcze nie koniec tej walki, tym bardziej, że od tygodnia albo dłużej mam ciągły kontakt z patogenem (jakkolwiek beznadziejnie to brzmi) i nie mogę mieć pewności, że się nie zaraziłam. Według obecnych oficjalnych informacji powinnam wrócić do pracy w poniedziałek, tylko nieoficjalnie wiem, że przysługuje mi 20- dniowa kwarantanna. Szczerze mówiąc wolałabym, aby SANEPID wreszcie poinformował mnie, co mam robić, bo chciałabym MIEĆ PEWNOŚĆ, że po powrocie do szkoły nie będę nikogo zarażać. Jedno wiem- nowe przepisy niczego nie ułatwiły, w niczym nie pomogły, a wszystkie służby zaangażowane w walkę z chorobą radzą sobie coraz gorzej. 

Czy jeszcze kiedyś będzie "normalnie"? 

...

Sobota:

Od poniedziałku powinno ruszyć nauczanie zdalne, a ja mam przedłużone L4, ponieważ lekarka POZ uznała, że nie mogę pracować. Dodatkowo dziś byłam na wymazie- tym razem bezpłatnym, bo otrzymałam skierowanie. Obdzwoniłam połowę Śląska, aż w końcu ktoś odebrał i zapisał mnie na badanie. Mama od wtorku czeka na wynik wymazu. J. ma przedłużone zwolnienie lekarskie i izolację do przyszłej środy. Teściowa wczoraj czuła się gorzej, dziś na szczęście jest z nią lepiej. SANEPID nadal milczy, tylko dzielnicowy odwiedza nas (a właściwie J., bo ja i teściowa w żadnym wykazie nie figurujemy) regularnie, choć dopiero od wtorku. 

Czy jeszcze kiedyś będzie "normalnie"?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zwiedzam/-y

11 listopada

O wszystkim (i niczym? ;) ) po trochu...